#

​Fortuna kołem się toczy

Należę do pokolenia, które w latach 90-tych wchodziło w dorosłość. My, którzy z poprzedniej dekady pamiętaliśmy tylko szarość ulic, puste półki i wszechobecne kolejki po wszystko, nagle zachłysnęliśmy się nową rzeczywistością. Nawet teraz, w zupełnie odmiennej sytuacji gospodarczej i politycznej, część Polaków wciąż z sentymentem wspomina tamten czas.

W świadomości wielu z nas, wtedy młodych, lata 90. to przecież okres wypełniony serialem "Beverly Hills, 90210", filmami z kaset vhs, muzyką disco, a garstki wybrańców - luksusem posiadania komputera marki Amiga lub Atari. Niestety to tylko niewielki fragment rzeczywistości. Lata 90. rządziły się przecież swoimi dziwnymi prawami i dla zdecydowanej większości rodaków były czasem szczególnym - złożonym i bardzo trudnym. To okres transformacji nie tylko ustrojowej, lecz przede wszystkim ogromnych zmian w sferze społecznej, prawnej, politycznej i gospodarczej. W kraju z jednej strony szalał dziki kapitalizm – ci, którym udawało się odnaleźć w nowych realiach i szybko do nich dostosować, w krótkim czasie zbijali fortuny. Z drugiej strony galopowało bezrobocie, a to z kolei stwarzało warunki grupom przestępczym. Lata 90. to czas ich intensywnej, bezpardonowej oraz nastawionej na szybki i konkretny zysk działalności. I to właśnie wprost w takie smutne, mroczne i brutalne realia trafiamy biorąc do ręki debiutancką powieść Macieja Czerniaka "Ludzie z Miasta".


Jest rok 1999. Komisarz Andrzej Kostrzewa z Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Mieście rozpoczyna śledztwo w sprawie zabójstwa Tomasza Riehlke, dyrektora agencji ubezpieczeniowej Argos. Od początku wiadomo, że nie będzie to łatwa sprawa – po pierwsze zebrane na miejscu zbrodni dowody jednoznacznie wskazują na to, że Riehlke nie jest przypadkową ofiarą, lecz celem starannie zaplanowanej egzekucji. Dość szybko pojawiają się również naciski z góry, a od postępów i wyniku dochodzenia zależy los nie tylko samego Kostrzewy, ale całego wydziału. Sęk w tym, że mimo usilnych starań śledztwo stoi w miejscu. Czy to tylko nieudolność śledczych czy może ktoś celowo torpeduje działania komisarza i jego zespołu? Doświadczony glina nie zamierza jednak odpuścić i zaczyna drążyć. Podejrzewa, że rozwiązanie może kryć się w przeszłości ofiary... Łapie trop, znajduje nitki prowadzące w niewygodne dla wielu rejony. A to budzi niepokój. W Mieście następuje poruszenie. Są tacy, którzy za cenę świętego spokoju i utrzymania zajmowanej pozycji są w stanie zrobić wszystko. Nawet zabić... A, nie! Oni przecież nie brudzą sobie rąk. Od czarnej roboty mają odpowiednich ludzi. To oni likwidują wszelkie zagrożenia – niewygodną konkurencję, nieprzekupnych urzędników, niepokornych policjantów...

To, co już na wstępie przykuło moją uwagę to zawarte w tytule miejsce, w którym Maciej Czerniak osadził akcję swojej powieści. To ... Miasto. Nie miasto stołeczne Warszawa, nie Wołomin, nie miasto Szczecin, nie Katowice. Miasto. Po prostu. Być może to chęć uniknięcia stygmatyzacji. Trudno powiedzieć. Zakładam, że taki był zamysł autora, bo przecież są miasta, które wywołują tak jednoznaczne skojarzenia jak kolebka polskiej mafii, przestępczość zorganizowana, arena wojen gangów, haracze, wymuszenia ... Miasto Czerniaka jest więc niezwykle wymowne. I uniwersalne. To, co wydarzyło się w Mieście, mogło wydarzyć się wszędzie. Napiszę więcej – tak właśnie się działo. Nikt, kto choć trochę zna historię najnowszą, nie będzie zaskoczony faktem, że wtedy "coraz trudniej było odróżnić bandytę od biznesmena. Rozwijała się synergia ludzi w białych kołnierzykach z tymi w kreszowych dresach"(fragment). To prawda - nowa klasa społeczna dopiero się kształtowała. Powoli i w bólach, bo nadal na porządku dziennym było omijanie lub wykorzystywanie luk w - i tak nieudolnie tworzonym - nowym prawie. Nikogo też wówczas specjalnie nie raziły powiązania świata polityki, biznesu, służb i ... przestępczego półświatka. Wszędzie liczyły się tylko układy. Dobre i pewne układy. Mapa Polski lat 90. nawet dzisiaj, z perspektywy czasu, zaskakuje mnogością takich powieściowych Miast.


Maciej Czerniak dokonał tego, co nie jest tak oczywiste i nie zawsze udaje się innym pisarzom – spowodował, że czytelnik uczestniczy w opisywanych wydarzeniach, a nie tylko ukradkiem podgląda losy bohaterów. Ja momentami miałam wrażenie, że nie czytam papierowego wydania, lecz siedzę wygodnie w sali kinowej i doświadczam magii trójwymiaru. Obraz wykreowany w "Ludziach z Miasta" jest tak niewiarygodnie realistyczny, a niektóre jego elementy są tak blisko, że niemal mogłam ich dotknąć! Sprzyja temu dość powolne tempo fabuły i dbałość o szczegóły, która momentami zahacza wręcz o drobiazgowość. Przyznam, że może to przeszkadzać, szczególnie tym, którzy oczekują od "Ludzi..." lekkiego kryminału, który "sam się czyta". Tutaj jest inaczej. W moim odczuciu Czerniak napisał powieść z pogranicza gatunków – poza kryminałem i dobrą sensacją znajduję tutaj elementy sfabularyzowanego reportażu literackiego czy też powieści reportażowej. Lubię takie nieoczywiste przenikanie się gatunków. Być może (choć nie wykluczam innej przyczyny) wynika to z doświadczenia zawodowego – Maciej Czerniak jest przecież dziennikarzem zajmującym się m.in. sprawami z kręgu dziennikarstwa śledczego, najczęściej dotyczącymi tego, co dzieje się na styku władz publicznych z sektorem prywatnym. Autor zastosował też jeszcze jeden ciekawy zabieg - do rozwiązania zagadki prowadzi w dość zawikłany sposób co rusz przerzucając czytelnika do innego roku dekady. A to tylko część "utrudnień", bo ramy czasowe powieści są o wiele szersze – od lat 70. aż po rok 2016. Taki sposób poprowadzenia narracji zastosowany przez autora i wspomniana wyżej dbałość o detale zmusza zatem do większego niż w przypadku większości pozycji z szeroko rozumianej literatury rozrywkowej skupienia oraz ciągłego segregowania i porządkowania zebranych w trakcie lektury elementów układanki. Ja całkowicie poddałam się narzuconym przez Macieja Czerniaka regułom i kupuję tę konwencję w całości.

Nie da się ukryć, że autor włożył w powieść ogrom pracy i jest to wyraźnie odczuwalne w trakcie lektury – od pierwszej do ostatniej strony. "Ludzie z Miasta" to niezwykle wciągająca powieść umiejętnie łącząca wątki kryminalne i reportażowe z obyczajowymi, osadzona w wyrazistym tle społecznym końca XX wieku. Zmyślnie skonstruowana, przemyślana i wiarygodna fabuła, przemawiający do wyobraźni klimat realiów transformacji ustrojowej i galeria znakomicie nakreślonych postaci tworzą spójną i nietuzinkową całość. Dla starszych czytelników to również sentymentalna podróż w przeszłość i okazja do wspomnień (pod warunkiem, że wybiorą tylko te przyjemne ;-)).


Polecam tę interesującą, mroczną opowieść o świecie, którego już nie ma, a który - mimo wielu wad - był krokiem milowym w historii Polski, ubraną w dobrej marki kryminalny garnitur. Ja czekam na więcej!


o książce

przeczytaj fragment


Ewa Suchoń – nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.