#

Trup za regałem

Biblioteka to - jak wynika z mądrej definicji - instytucja, która gromadzi, przechowuje i udostępnia materiały biblioteczne oraz informuje o materiałach bibliotecznych. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o wersję oficjalną. Ktoś powie, że brzmi trochę sztywno, ale takie są fakty, a w bibliotekach zawiewa nudą, żeby nie powiedzieć stęchlizną? Nic z tych rzeczy!

Okazuje się bowiem, że "w bibliotece tylko z pozoru nic nie może się wydarzyć..." W praktyce wiadomo przecież nie od dziś, że biblioteka to na ten przykład ... idealna miejscówka na popełnienie morderstwa. Naukowcy (i to nie tylko amerykańscy) dysponują nawet dwoma niezbitymi dowodami na potwierdzenie powyższej tezy. Dowód numer jeden to wydana po raz pierwszy przed prawie osiemdziesięcioma laty powieść niekwestionowanej królowej kryminału Agathy Christie pod nie pozostawiającym żadnych wątpliwości tytułem "Noc w bibliotece" i z niepodrabialną Panną Marple w roli głównej. Natomiast kropkę na "i" stawia Olga Rudnicka, która w swojej najnowszej książce posuwa nawet o krok dalej – szantażuje i grozi (bo jak inaczej wytłumaczyć tytuł "Oddaj albo giń!”), morduje lub usiłuje (na to drugie też są paragrafy!), prowadzi własne śledztwo, przy okazji bez pardonu wchodząc w paradę organom ścigania. Aaa, wróć! - to nie autorka, lecz jej szalona i równie niepodrabialna bohaterka Matylda, bibliotekarka z zawodu, detektyw z zamiłowania.

Matylda niedawno przekroczyła trzydziestkę i - jak sama o sobie mówi - "teoretycznie zrealizowała życiowy plan przeciętnej Polki". Wiedzie, zdawałoby się, ustabilizowane życie – ma szczęśliwą rodzinę i spokojną pracę. Ale to wszystko to tylko pozory. Matylda żywi bowiem głębokie wewnętrzne przeświadczenie, że z jej życiem jest coś nie tak. Jeśli przyjrzymy się bliżej, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko się z nią zgodzić. Naprawdę! Na początek weźmy pod lupę rodzinę. Okej, córka jej się udała. Jak na dziesięciolatkę Monika jest bardzo rezolutną i wygadaną (po mamusi ;-) ) dziewczynką i jest dla swojej matki nieustającym powodem do dumy. Nie to co mąż Roman, który z upływem czasu zrobił się nudniejszy niż flaki z olejem. To, co kiedyś ją w nim pociągało, czyli opanowanie i spokój, teraz budzi w niej tylko mordercze instynkty.

"Działał jej na nerwy do tego stopnia, że czasami sama się sobie dziwiła, budząc się obok niego każdego ranka i odkrywając, że nie udusiła go poduszką, gdy zasnął". (fragment)

Podobnie rzecz ma się z pracą. Tu też nie jest lepiej. Ba, tu jej mordercze zapędy tylko się pogłębiają, a potencjalnych ofiar jest co najmniej kilka. Na pierwszy plan wysuwa się pewna wyjątkowa menda, czyli Mariusz Pawlicki, dyrektor biblioteki, a tym samym bezpośredni przełożony Matyldy. I żeby nie było – to uczucie jest obustronne. Pawlicki też jakoś specjalnie nie kryje się z niechęcią do swojej podwładnej, a każda jego reakcja na jej pomysły czy uwagi ogranicza się do miny będącej mieszanką wstrętu i złości, po której to minie odechciewa się absolutnie wszystkiego. Wprost wymarzona atmosfera pracy! No i na koniec są jeszcze oni – książkowi barbarzyńcy, czyli czytelnicy, którzy w nieskończoność przetrzymują wypożyczone z biblioteki książki. Z nimi też Matylda zamierza zrobić porządek. Po swojemu. W tym celu przygotowuje według własnego autorskiego projektu zakładki, które mają w żartobliwy (choć to też według niektórych - czyli tej mendy - dość dyskusyjna kwestia) sposób mobilizować niesumiennych czytelników do terminowego zwrotu książek. Bo to chyba musi być żart? Kto na serio potraktowałby groźbę "Oddaj albo giń!"? Chyba, że...

"Czy może być coś nudniejszego niż praca bibliotekarki? - to pytanie przemknęło przez głowę Matyldy, gdy stała nad leżącym w archiwum trupem jednego z czytelników (...). Przy denacie nie znaleziono żadnych dokumentów. (...) Za to w kieszeni miał zwinięty biały podłużny kartonik z wydrukowaną czerwoną czcionką pogróżką (...)" (fragment)

Takiego obrotu sprawy Matylda z pewnością nie brała pod uwagę. Poza wyegzekwowaniem terminowego zwrotu żaden inny scenariusz nie wchodził przecież w rachubę. Kto więc i dlaczego zabił? Dlaczego w bibliotece? Co w ogóle ofiara robiła w bibliotece poza godzinami otwarcia i w dodatku w weekend? Jak się tutaj dostała? I co z tym wszystkim wspólnego ma drugi poszkodowany, czyli prawie trup Pawlicki? Tyle pytań, żadnych odpowiedzi, a i policja też jakoś niespecjalnie garnie się do ich wyjaśnienia. W tym momencie do dzieła przystępuje samozwańcza detektyw Matylda. To nic, że jako pierwsza ląduje na liście podejrzanych. To nic, że nie stosuje się do wytycznych śledczych i naraża na szwank całe oficjalne śledztwo. Bo oto pojawia się jedyna i niepowtarzalna szansa na realizację wielkiego życiowego marzenia, czyli porzucenia bibliotekarskiego wakatu na rzecz posady profesjonalnego prywatnego detektywa. A jak Matylda coś już postanowi, to dąży do obranego celu po trupach. Dosłownie i w przenośni! ;-)

Jak przystało na komedię najnowsza powieść Olgi Rudnickiej skrzy się od dowcipu - lekkiego, momentami absurdalnego, ale inteligentnego i nienachalnego. Autorka do perfekcji opanowała umiejętność żonglowania każdą możliwą odmianą humoru słownego i sytuacyjnego. Wszystko to zostało podane językiem, o którym powiedzieć „barwny i soczysty” to nic nie powiedzieć. Znam prawie cały dorobek pisarski Olgi Rudnickiej i śmiem twierdzić, że „Oddaj albo giń!” to chyba dotychczas jej najlepsza, a już na pewno najśmieszniejsza odsłona. Perypetie Matyldy, jej ekspresyjne wypowiedzi, celne uwagi i ogólny ogląd świata niejednokrotnie doprowadziły mnie do łez i bólu brzucha.

Jako że „Oddaj albo giń!” to komedia kryminalna, trudno byłoby też nie wspomnieć tutaj o warstwie kryminalnej. Żeby nie zdradzić za dużo, napiszę tylko, że intryga kryminalna poprowadzona została brawurowo – poczynając od znalezienia trupa, poprzez wymykające się wszelkim stereotypom śledztwo biblioteczno-policyjne (z naciskiem na biblioteczno!), aż po zaskakujące, ale wszystko wyjaśniające zakończenie. Dodam, że mimo rozrywkowego zabarwienia opisywanej historii, nie sposób odmówić jej autentyczności. Każdy, kto choć trochę śledzi otaczającą nas rzeczywistość i obserwuje doniesienia medialne wie, że szeroko pojęta przestępczość wkracza w coraz to nowe rewiry, często takie, które wydają się bardzo odległe, a tym samym mogą być świetną zasłoną dymną, bo kto by przypuszczał, że zło może się przyczaić np. za regałem z literaturą piękną ;-).

Swoją najnowszą powieścią Olga Rudnicka po raz kolejny potwierdza pewne miejsce w czołówce polskich autorów komedii kryminalnych. Jakiś czas temu, w jednym z wywiadów zdradziła, że zazwyczaj autor piszący kryminały oczekuje, iż jego czytelnicy będą się bać, a nie śmiać. W tym momencie aż ciśnie się na usta zawołanie pewnego klasyka - „Autorko, w żadnym wypadku nie idź tą drogą!”. Olga Rudnicka znana jest z wprowadzania czytelnika w szampański nastrój przy jednoczesnym wyprowadzaniu go na manowce, więc prawie widzę to mrugnięcie okiem towarzyszące powyższej wypowiedzi. W trakcie lektury każdej z jej książek wyczuwa się bowiem całą radość i pasję, jaką Olga Rudnicka wkłada w pisanie. I co najważniejsze – ta radość również i nam się udziela! Jeśli więc macie ochotę na chwileczkę zapomnienia i chcecie się choćby na moment oderwać od szarej rzeczywistości, a przy tym – to warunek konieczny - nie obcy jest Wam dystans do siebie i poczucie humoru, sięgnijcie po „Oddaj albo giń!”.

Tylko, żeby nie było, że nie ostrzegałam – można umrzeć ze śmiechu!

Polecam.


O KSIĄŻCE


Ewa Suchoń – nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.