#

Geny to (nie) wszystko

W baśniach i legendach zawsze zjawia się na białym koniu i w lśniącej zbroi. Jest bogaty, wpływowy, hojny, wykształcony, szarmancki i niebywale przystojny. Książę – chodzący ideał. To w bajkach... A jak jest w prawdziwym życiu?

"Było w nim coś, co przykuwało uwagę (...) postawna sylwetka, (...) pewność siebie. Król Słońce, gwiazda, która siłą grawitacji sprawia, że planety potulnie wokół niej krążą." (fragment)


Konrad Krauze to taki właśnie współczesny książę. Elokwentny i wykształcony, lekarz - fachowiec o ugruntowanej pozycji w środowisku. Facet świadomy własnych możliwości i otaczającego go świata, który swój status materialny w głównej mierze zawdzięcza pracy i ambicjom. Ale za tym wszystkim kryje się coś jeszcze... Uroda! Krauze jest po prostu piękny, a przy tym kulturalny i czarujący. Na jego urodę zwracają uwagę nawet mężczyźni. Kobiety zaś od zawsze lgną do niego niczym ćmy do płomienia. A, zapomniałabym – jest też wysportowany. Jednym słowem : doskonałość. Choć są tacy, którzy życzą mu, by tą doskonałością się udławił...



"Natomiast mój najlepszy przyjaciel to pech. On zawsze melduje się punktualnie. Towarzyszy mi, od kiedy pamiętam." (fragment)



Tomasz Dębski to zafascynowany genetyką nauczyciel biologii w jednym z warszawskich liceów. Z pasją wykonuje pracę, która początkowo wydawała mu się życiową porażką. Uwagę swoich uczniów (i nas – czytelników) "kupuje" niebywałą wiedzą (tu ukłony w stronę autora za rewelacyjny research) i elastycznym podejściem do programu nauczania. Ze swoją dziewczyną Martą tworzą udany związek. Wydaje się więc, że życiowy pech w końcu go opuścił. To właśnie Marta wciąga go do swojej paczki złożonej z jej znajomych z czasów studiów na Akademii Medycznej. To dzięki Marcie Tomasz poznaje Konrada Krauzego. Ta przypadkowa i początkowo nawet sympatyczna znajomość uruchamia ciąg zdarzeń, których finał okazuje się tragiczny. Ale o tym później...



"Każdy z nas może być wielozadaniowy, ale jak daleko się posuniemy, to już kwestia naszego wyboru i samokontroli. Nie miałam z tym problemu, umiałem zakreślić zdrowe granice." (fragment)



Dębski dość szybko odnajduje się w nowym towarzystwie, ale też równie szybko dostrzega, że to co wygląda jak przyjacielskie zgranie jest tylko graniem, a grupie daleko do zasady "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Zastanawiające, dlaczego reszta tego nie widzi, a raczej – dlaczego udaje, że nie widzi? Odpowiedź wydaje się prosta – każdy z nich ma coś na sumieniu i robi wszystko, by jego grzeszki nie ujrzały światła dziennego. Ale "obcy" Tomasz jest wnikliwym obserwatorem. Widzi i słyszy więcej, zauważa, wyłapuje, łączy fakty... i podejrzewa. Wszystko i wszystkich, nie wyłączając swojej dziewczyny. Czy ma rację sądząc, że romanse Krauzego czy problemy rodzinne i małżeńskie innych to tylko czubek góry lodowej? Czy za tajemniczą śmiercią jednej z dziewczyn stoi ktoś z grupy? A może to właśnie jego śledztwo było tym pierwszym kamykiem, który uruchomił całą lawinę i to na nim i towarzyszącym mu pechu spoczywa pełna odpowiedzialność?



"Wszyscy będą podejrzani. O ile policja stwierdzi, że to było morderstwo." (fragment)



Pomimo wyraźnych pęknięć paczka planuje wspólny urlop, a ostateczny wybór pada na Sri Lankę. To jedyna odpowiadająca wszystkim destynacja (no może poza Tomaszem, który w związku z wyjazdem musi zapożyczyć ;-)) . Czyżby wszyscy liczyli na to, że egzotyczny klimat i błogie lenistwo na lankijskich plażach wyciszą niezdrowe emocje? Możliwe... Z całą pewnością jednak w najgorszych scenariuszach nie biorą pod uwagę ewentualności, że te wspólne wakacje dla kogoś z nich będą ostatnimi...



"Okrutnie piękny" nie jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Wojciecha Nerkowskiego, gdyż już kiedyś z ciekawością przyglądałam się poczynaniom pewnych sympatycznych scenarzystów. Kiedy więc nadarzyła się okazja, by poznać kolejną książkę autora nie wahałam się ani chwili i nie ukrywam, że – mimo intrygującego okładkowego opisu, zapowiadającego "elegancki dreszczowiec, który pochłania się jednym tchem" - liczyłam przede wszystkim na dobrą zabawę. Jakże się pomyliłam! Bo ani przez chwilę nie było mi do śmiechu...Wręcz przeciwnie – dostałam materiał do przemyśleń. Przemyśleń nad zawiłościami ludzkiej natury i rozłożonymi na czynniki pierwsze relacjami międzyludzkimi. Wojciech Nerkowski stworzył bowiem nieszablonową, gęstą od emocji fabułę, łączącą elementy thrillera psychologicznego, kryminału i powieści obyczajowej. Fabułę "z drugim dnem", z którego wyłania się obraz człowieka stopniowo zatracającego poczucie moralności i obraz świata, w którym miejsce wartości i idei jest co najwyżej na zapomnianym przez wszystkich rumowisku. Smutny to obraz...



Choć definicja gatunkowa thrillera jest dość pojemna, są pewne elementy, bez których takiej powieści nie można zamknąć nawet w najszerszych ramach. Są to napięcie, niepewność i tajemniczość, które mają wywołać w nas dreszcz emocji. W jednym z wywiadów autor zdradził, że w swoich książkach stara się tak budować napięcie i je przeciągać, żeby trochę podenerwować czytelników. W "Okrutnie pięknym" wywiązuje się z tego znakomicie – już na wstępie serwuje mocne uderzenie, a następnie zakłada czytelnikowi emocjonalny chwyt klamrowy, po którym nie mamy ani możliwości, ani nawet odrobiny chęci, by przerwać lekturę przed poznaniem zakończenia. I czyni to niby to z lekką nonszalancją, ale i niezwykle elegancko : "Po prostu leży człowiek i nie żyje."



Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden kluczowy element każdej historii, czyli narrację. Wojciech Nerkowski wybrał tę pierwszoosobową i był to strzał w dziesiątkę! Losy okrutnie pięknego Konrada i jego – tu z premedytacją użyję cudzysłowu – "przyjaciół" poznajemy z perspektywy Tomasza. Przeczytałam gdzieś, że ten typ narracji najbardziej angażuje czytelnika i co za tym idzie bardziej przyciąga jego uwagę, a historia opowiedziana w pierwszej osobie wydaje się prawdopodobną. Narracja Dębskiego potwierdza tę tezę, choć jest też w niej pewne niebezpieczeństwo – taki narrator nigdy nie będzie do końca obiektywny i pokaże tylko tyle, ile uzna za słuszne. Należy uważać, bo to on otwiera wszystkie drzwi. Również te, za którymi czai się śmierć…



Na zakończenie słowo o... zakończeniu, do którego pasuje tylko jedno określenie: majstersztyk! Jest absolutnie zaskakujące! Jeśli więc komuś w trakcie lektury uda się wytypować to, które zaserwował nam autor, to będzie to tylko i wyłącznie kwestia ślepego szczęścia. No chyba, że niby to przypadkiem zerknie w okolice 400 strony ;-) Trzeciej opcji brak.


Polecam!



O KSIĄŻCE

FRAGMENT DO CZYTANIA


Ewa Suchoń – nałogowa czytelniczka, która uwielbia swoją pasją zarażać innych. Miłośniczka mrocznych kryminalnych i thrillerowych klimatów. Życiowa optymistka. Zakochana w swoich rodzinnych Beskidach. Pasjonatka fotografowania i smakoszka kawy.