#

Czytelnik zostaje pożarty żywcem!

Lisa Gardner należy do mojego ulubionego typu autorów powieści kryminalnych. Uwielbiam, gdy tkanka powieści uwita jest w precyzyjną, bezczelnie gęstą pajęczynę, do której czytelnik wpada, przykleja się, a następnie zostaje owinięty i pożarty żywcem. Jeśli lubicie takie zniewolenie, koniecznie sięgnijcie po najnowszą powieść Lisy Gardner!

Zabójstwo dzieci to zawsze makabryczna, niemieszcząca się w głowie zbrodnia. Gdy ofiar jest sześć, sprawa jest już nie tylko priorytetowa dla policji, ale przede wszystkim domaga się natychmiastowego wyjaśnienia społeczeństwu. Kogoś należy zlinczować za tak wybitne okrucieństwo. Były snajper, a teraz świeżo upieczony detektyw Bobby Dodge zostaje wezwany przez detektyw sierżant D.D. Warren, by pomóc w śledztwie. Zawiłe dochodzenie prowadzi do kobiety nauczonej przez ojca wiecznego uciekania przed nieznanym niebezpieczeństwem, do kobiety, która rozpoczęła swoje nastoletnie życie jako seksualna ofiara niezrównoważonego mężczyzny; mając za tło szpital psychiatryczny, co już samo w sobie jest okropnie przerażające, prowadzi do niesprawiedliwego losu, jaki spotkał personel i pacjentów tegoż. Podróżując przez Amerykę, zadając niewygodne, bolesne pytania, przywracając wspomnienia, Bobby i D.D. dowiedzą się na tyle dużo, by przeciwdziałać zbrodni i odkryć tajemniczego zabójcę.

Podoba mi się, a wręcz sprawia dziką przyjemność, że ktoś wpadł na pomysł, by tym głównym bohaterem, Sherlockiem naszych czasów, stworzyć parę policjantów. Dotychczas należało wybierać pomiędzy męskim, twardym jak skała, androgenicznym do przesady cyborgiem, który uratuje świat, ukochaną kobietę, a ze snajperem i dwoma zastępami wojsk poradzi sobie jednym palcem. Po drugiej stronie stała kobieta, która z kobiecością niewiele miała wspólnego - w końcu musi odnaleźć się w zmaskulinizowanym świecie. I oczywiście D.D. Warren jest taką silną, nieustępliwą istotą wyzbytą strachu, ale potrafi się rozpłakać, potrafi poprosić o pomoc, potrafi pomyśleć o jedzeniu, bo zwyczajnie odczuwa głód. Mężczyzna też oczywiście musi być umięśniony i wyjątkowo, dobitnie męski, ale posiada warstwę emocjonalną, pewną czułość, która przybliża go do człowieka z krwi i kości. Uważam, że jeszcze wciąż nie są to prawdziwi ludzie - nadal strach zjadają na śniadanie, śpią ze spluwą pod poduchą, a na dobranoc recytują sobie wierszyk z książki Agathy Christie “I nie było już nikogo”. Ale w ich stalowych oczach pojawiają się też chwile zwątpienia i miękkie, spokojne ludzkie pragnienia i potrzeby przyjemności. Można tego nawet nie zauważyć, gdy chłonie się wciągającą historię. Ale po głębszym zastanowieniu udaje się dostrzec ten pokrzepiający niuans.


Bohaterowie kilka razy podejmują próbę refleksji nad swoją sytuacją. Często patrzą w okno, przywołują wspomnienia, reflektują otaczającą rzeczywistość. Główna bohaterka orientuje się, że została zmanipulowana. Piękny i elektryzujący jest akapit, gdy zdaje sobie z tego sprawę. Gardner bez zbędnej pompy opisuje tę myśl i w zasadzie brakuje tylko jednego - by takie fragmenty pojawiały się częściej. Pomimo, że praca policjantów polega właśnie na nieustannym powtarzaniu dotychczasowych ustaleń i próbie odnalezienia w nich nowych tropów, te wewnętrzne, intymne wręcz spotkania sam na sam ze sobą, pozostawiają niedosyt. Są zbyt dobre, by nie chciało się dostać ich więcej.

Szkoda życia na złe książki, sięgnijcie więc po “W ukryciu”!


O książce

fragment do czytania



Katarzyna Wojtaszek

Uwielbia czytać, pić kawę i spacerować. Ukończyła Zarządzanie kulturą na UJ i studia podyplomowe Totalitaryzm-Nazizm-Holokaust w Muzeum Auschwitz-Birkenau. Kryminały towarzyszyły jej od zawsze - na początku była Agatha Christie, a potem cały świat. Uwielbia rozwiązywanie kryminalnej zagadki i towarzyszące mu podekscytowanie. Za dobry kryminał jest skłonna oddać całą noc. Prowadziła sekcję książek dla dzieci na portalu kulturawkrakowie.pl, jest też autorką bloga ocholeramatka.pl. W wolnym czasie przemierza Nową Hutę na hulajnodze, w towarzystwie męża, córek i psa.