#

Pasażer na gapę,

Adrian Bednarek

Co zrobisz, gdy wpadniesz w sidła prawdziwego Zła? Magda pomaga ukochanemu Maćkowi w ucieczce ze szpitala psychiatrycznego, do którego trafił, ratując się przed więzieniem. Misternie przygotowany plan psuje niespodziewanie pojawienie się nowego pacjenta w sali Maćka. Nie mając innego wyjścia, para zakochanych złodziei postanawia zabrać ze sobą „pasażera na gapę”, zamierzając pożegnać się z nim zaraz po opuszczeniu murów szpitala. Niebawem jednak okazuje się, że nie będzie to takie proste... Rozpoczyna się sadystyczna gra, w której dwoje młodych ludzi staje się jedynie bezwolnymi pionkami. Czy uda im się uciec przed zastawioną na nich pułapką, która może kosztować ich życie?

RECENZJA

WYWIAD

Fragment powieści:

1

Długonoga blondynka przekroczyła próg budynku. Zadupie w południowej Polsce, wieś zabita dechami, trzy domy na krzyż i ogrodzony dwumetrowym murem dziewiętnastowieczny moloch. Szpital psychiatryczny z oddziałem zamkniętym górował nad okolicą.

– Widzenie, oddział psychiatrii sądowej – zakomunikowała staremu portierowi z łysą glacą i wielkim wągrem na nosie.

– Dowód osobisty – warknął, skanując ją wzrokiem.

W krótkiej spódniczce, bluzce z dużym dekoltem i umalowanymi na czerwono ustami wyglądała jak elegancka prostytutka. – Czubki, które powinny gnić w więzieniu, mają w tym hotelu specjalne względy? Mogą sobie ściągać dziewczynki na święta? Coraz fajniejszy mamy klimat. Przemilczała jego uwagę i rzuciła dowód na blat. Staruch podniósł dokument. Dowód był znakomicie podrobiony, co sprawdziła w banku, zakładając na niego konto. Fałszerz, który kosztował równowartość dwóch miesięcznych czynszów za mieszkanie, dobrze się spisał. Nie żałowała, niedługo i tak mieszkanie w Polsce nie będzie jej potrzebne. W dowodzie wszystko się zgadzało. Wiek, kolor oczu, wzrost, a nawet zrobione na tę okazję włosy, idealnie pokrywały się ze zdjęciem. Według dokumentu była dwudziestojednoletnią, zielonooką, mierzącą metr siedemdziesiąt jeden mieszkanką Kielc.

– Rzeczy osobiste i wszelkie metalowe przedmioty zostawić w depozycie. – Staruch wskazał ręką w głąb korytarza. Zapisał jej dane, oddał dowód i wręczył przepustkę.

– Przed wejściem na zamknięty czeka jeszcze jedna kontrola. Można przynieść pacjentowi fajki lub coś do jedzenia, ale ty nie po to tu przyszłaś, prawda, laluniu? – dodał lubieżnym głosem.

Zignorowała prostacką docinkę ciecia.

– Wesołych świąt i mokrego dyngusa! – krzyknął na odchodne.

Zostawiła rzeczy w depozycie i weszła do windy, która zawiozła ją na drugie piętro. Piętro oddziału zamkniętego. Każdy krok wywoływał parszywy ból. Jeszcze kilka dni temu samo chodzenie w szpilkach sprawiało jej trudności. Szybko je opanowała. Większy problem stanowił cenny ładunek, który miała przetransportować. Uwierał, piekł, niemal rozcinał ją od środka. Zgodnie z przypuszczeniami wejścia pilnował sprawiający wrażenie maniaka ćwiczeń siłowych pielęgniarz. Prawdziwy wielkolud z karkiem jak opona do tira i bickiem rozrywającym koszulkę. Podszedł do niej, gdy tylko zbliżyła się do zakratowanych drzwi.


– Poproszę przepustkę. – W przeciwieństwie do starucha zachowywał się kulturalnie. Nawet się uśmiechnął. Z pewnością nie przypuszczał, że dyżur w Wielką Sobotę umili mu widok ślicznej blondynki.

Pokazała plastikową kartę upoważniającą do wejścia na oddział zamknięty. Przyjrzał się przepustce uważnie.

– W porządku. Widzenie potrwa trzydzieści minut. Zgodnie z regulaminem przysługuje pani prawo do skorzystania z obecności pielęgniarza podczas pobytu w pokoju wizyt. Dla własnego bezpieczeństwa – podkreślił, prezentując minę kiepskiego amanta.

– Nie, dziękuję. – Przybrała niewinny wyraz twarzy, który dla pewności jeszcze dzisiaj doszlifowywała przed lustrem. – Chcę porozmawiać z pacjentem w cztery oczy.

– Pani wybór – odparł. – Ponieważ jest to oddział, w którym przebywają przestępcy uznani przez sąd za niepoczytalnych i wszyscy pacjenci mają tu status niebezpiecznych, nie wolno im przynosić żadnych ostrych przedmiotów. Wobec tego będę musiał panią dokładnie przeszukać, żeby się upewnić, czy nie próbuje pani czegoś przemycić. Skąpe ciuszki, jasne włosy, słodka buźka. A przed nią osiłek na co dzień zajmujący się czubkami. Zakładała, że skończy się to macaniem pod pretekstem przeszukania. Zaprowadził ją do pomieszczenia znajdującego się tuż obok wejścia na oddział. Kazał stanąć w lekkim rozkroku. Nagle ogarnął ją strach. Dobrze znała procedurę. Nieraz przeszukiwali ją w więzieniach.

CIĄG DALSZY TUTAJ

o autorze:


Adrian Bednarek – urodzony w 1984 roku w Częstochowie. Zapalony fan sportu żużlowego. Uwielbia pisać historie, w których głównymi bohaterami są skomplikowane czarne charaktery. Autor docenionej przez czytelników serii thrillerów ( „Pamiętnik Diabła”, „Proces Diabła”, „Spowiedź Diabła”, „Wyrok Diabła” ) o Kubie Sobańskim, prawniku i seryjnym mordercy z Krakowa oraz powieści „Skazany na zło”. Pisanie uważa za swój największy nałóg. Cały czas tworzy nowe powieści, a kolejka do publikacji regularnie się powiększa.