#

Zimny strach

Bohaterowie bestsellera Dziewczyna bez skóry powracają w kolejnym mrożącym krew w żyłach thrillerze! Mroczna Grenlandia, zagadki z przeszłości, młody dziennikarz i uparta dziewczyna zdeterminowani, by poznać prawdę

Przyrodnia siostra Matthew znika podczas weekendowej wycieczki w opuszczonej grenlandzkiej osadzie Færingehavn.

Tupaarnaq, młoda i niezależna Grenlandka, oskarżona niegdyś o zabójstwo ojca, powraca więc do Nuuk, aby pomóc swojemu jedynemu przyjacielowi Matthew odnaleźć dziewczynę. Ślady krwi w jednym ze zrujnowanych domów na terenie osady wyraźnie świadczą o zbrodni, ale dopiero gdy matka Arnaq otrzymuje telefon od córki, przerażonej i na skraju wyczerpania, staje się dla wszystkich oczywiste, że czasu na odnalezienie zaginionej jest coraz mniej… Ojciec Matthew, Tom, jako młody żołnierz w amerykańskiej bazie w Thule uczestniczył w tajnym eksperymencie

o katastrofalnych skutkach. Tom został oskarżony o podwójne morderstwo, a przez to zmuszony do ucieczki i życia

w ukryciu. W związku ze zniknięciem Arnaq tajemnice z Thule wychodzą na jaw, a Matthew zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że jest pionkiem w grze toczącej się o życie i śmierć. Rozpaczliwie szukając Arnaq i próbując zrozumieć, co naprawdę stało się z jego ojcem, musi stawić czoło grenlandzkiej policji i armii amerykańskiej, która dąży do schwytania Toma.


Fragment książki:

Płatki śniegu wirowały wokół czerwonego kadłuba helikoptera.Równina nie była co prawda specjalnie mocno zaśnieżona, wystarczająco jednak, aby łopatki wirnika podczas lądowania maszyny

na krótką chwilę wywołały w powietrzu małą zamieć. Matthew, Malik i Rakel stanęli na równinie

i powiedli wzrokiem za oddalającym się helikopterem. Zgodzili się co do tego, że pilot mógł równie dobrze wykonać kilka okrążeń nad osadą i rozejrzeć się z powietrza, podczas gdy oni sami zamierzali

przeszukać opuszczone budynki. Zaczęli od końca, w tym starym domu, w pomieszczeniu ze śladami krwi. Malik miał na szyi przewieszony aparat, a na plecach torbę wypchaną obiektywami. Matthew spojrzał na plecy Rakel. Na ciemnoniebieskiej kurtce jaśniało słowo „policja”. Zza dolnego ściągacza wystawała broń, przyczepiona mocno do pasa na wysokości bioder. Gdy weszli na niską, zniszczoną kładkę, prowadzącą do szarego zabudowania, Malik wolno uniósł aparat. Skierował obiektyw na element drewnianej stolarki pod jednym z okien szczytowych po prawej stronie budynku. Wyglądało, jakby tuż pod nim, wzdłuż ściany, spływała strużka krwi.

– Czy to tutaj? – zapytał szeptem.

– Tak, tutaj wewnątrz – potwierdziła Rakel. – Nie zrobisz żadnych zdjęć, jasne?

– Oczywiście. – Przeciągnął dłonią po swoich czarnych, półdługich włosach. – To wszystko jest jakieś chore… Przecież całkiem niedawno wyniknęła ta sprawa z Ulrikiem i to wszystko… Matthew spojrzał na zwiędłą trawę pod swoimi stopami, pokrytą gdzieniegdzie śniegiem. Strząsnął resztki puchu z czubka buta, unikając spojrzenia Rakel.

– Jeżeli Tupaarnaq tutaj była, to już dawno opuściła to miejsce.

– Ale została przecież łódź – zauważył Malik. Matthew wyjął paczkę papierosów, odpalił dwa, po czym podał jednego Malikowi. Zimny wiatr zacinał w policzki.

– To gówniane miejsce powinno się zrównać z ziemią.

– Zapewne samo się kiedyś zrówna – skomentowała Rakel. – Rozejrzyjmy się po domach… Po raz dwudziesty. Tam musi, do cholery, być coś, co pominęliśmy.

Matthew skinął w przygnębieniu głową. Wypuścił kłąb dymu. Irytowała go myśl, że Arnaq może gdzieś tam leży i czeka na pomoc, zanim nie będzie za późno, a nadzieja na ratunek powoli z niej ulatuje. Potarł powieki, palce śmierdziały tytoniem. Helikopter zniżył się tuż nad nimi. Pilot pokręcił przecząco

głową na znak, że niczego nowego nie dostrzegł. Rakel wykonała identyczny gest, ale maszyna w tym czasie ponownie wzbiła się w powietrze, kierując z powrotem nad morze. Przeszukiwali budynek po budynku, a gdy dotarli do pralni położonej nad samą wodą, w miejscu, gdzie zazwyczaj docierali pontonem, helikopter zdążył już przeszukać teren z powietrza. Matthew nie mógł dostrzec maszyny lecącej po drugiej stronie fiordu, ale zauważył ją, gdy zniżała się w kierunku stacji paliw i usłyszał dźwięk gasnącego silnika. Spojrzał na zegarek. Było chwilę po siedemnastej i powoli zapadał zmierzch.

– Tam leży jakaś strzelba. Matthew wykonał szybki obrót i skierował wzrok na pralnię, gdzie stał Malik.

– Co takiego?

– Czy to normalne?

– Dlaczego miałaby tam leżeć jakaś strzelba? – Rakel pospieszyła w kierunku kolegi.

– Bo jakaś leży!

– Zostaw ją – upomniała go Rakel, wchodząc do środka przez rozwalające się drzwi. – Czy to broń Tupaarnaq, Mattsii? Matthew obszedł Rakel i przykucnął obok strzelby.

– Owszem, należy do niej. Kupiła ją już po powrocie.

– Jesteś pewny?

– Na sto procent. – Sięgnął po strzelbę. Rakel pchnęła go.

– Co ty wyprawiasz? Najpierw muszą ją obejrzeć technicy. Popatrzył na policjantkę.

– Nie możemy jej tu przecież zostawić, chciałem się przekonać,czy była odpalana.

– W takim razie ja się jej przyjrzę – zadecydowała i podniosła broń. – Tak, masz rację. Nie możemy jej tu zostawić. Nie wiemy, czy nie kręcą się tu jacyś wariaci. – Wyjęła zawartość magazynka i ponownie zatrzasnęła komorę zamkową. – Brakuje jednego naboju, ale mógł zostać wystrzelony kiedykolwiek.

– Tupaarnaq nie schodzi na ląd, nie upewniwszy się wcześniej, że ma pełny magazynek – zauważył Matthew. – To nic innego jak czysty refleks. Sam go kiedyś dla niej uzupełniałem. Rakel rozglądała się po pomieszczeniu.

– Jest tu jeszcze coś ciekawego?

– Nie wydaje mi się. – Matthew potarł palcami powieki. – Wszędzie jest pełno kurzu.

– Na pewno odnajdziemy twoją siostrę – zapewniła Rakel, kładąc dłoń na jego ramieniu. – (…) Wracamy do tego Bárdura. To niemożliwe, żeby ten cholerny idiota niczego nie wiedział.

– Jestem pewien, że to on na mnie napadł – dodał szybko Matthew. – To nie mógł być nikt inny. Musi wiedzieć, gdzie jest Arnaq… i Tupaarnaq.

– W takim razie trzeba ściągnąć z powrotem Viktora – podsumował Malik. – Co on tam właściwie jeszcze robi?

– Zapewne tankuje benzynę – wyjaśniła Rakel. – Może to nieco skomplikowane.

– Taa… – powątpiewał Malik. – Zapewne siedzi sobie w tej swojej ciepłej kabinie i gapi się na jakieś panienki na swoim telefonie.

– Bez zasięgu? – zdziwił się Matthew, unosząc komórkę na wysokość oczu. Robił to od jakiegoś czasu regularnie, ale nie mógł złapać sieci, nawet jednej kreski. – Czy Arnaq była w ogóle w stanie się stąd dodzwonić?

– Nigdy wcześniej nie próbowałem łapać tutaj sieci – oznajmił Malik. – Gdy opływa się fiordy nieco bliżej Nuuk, pojawiają się niekiedy takie miejsca, w których można złapać nikły sygnał. Na niewiele się to jednak zda, bo to za mało, żeby otworzyć swój Instagram czy coś podobnego.

– Jeżeli miałaby przy sobie na przykład duńską kartę SIM, to prawdopodobnie mogłaby trafić na takie miejsce, z którego udałoby się jej wykonać krótkie połączenie – stwierdziła Rakel, rozglądając się wokół pobliskich budynków. – Ale Malik ma rację, większe prawdopodobieństwo jest zwykle bliżej Nuuk. Tutaj z reguły zasięgu nie ma. Fotograf zdjął z ramienia plecak i postawił go na podłodze. Usiadł obok nich na zakurzonej posadzce.

– Ma ktoś ochotę na rumową kulę?

– Czyżbyś zabrał ze sobą ciastka? – upewniła się Rakel, przykucając. Ostrożnie odłożyła na podłogę strzelbę i magazynek. Matthew odsunął kilka połamanych desek i usiadł naprzeciwko

nich. Malik skinął głową z uśmiechem, wyjmując opakowanie z sześcioma wielkimi rumowymi kulami.

– Może wolisz suszoną fokę?

– Ją też wziąłeś ze sobą? Pokręcił głową ze śmiechem.

– Nie, ale powinienem był zabrać trochę wielorybiego tłuszczu, skoro mamy spędzić jakiś czas w tym zimnie… Matt uwielbia wielorybi tłuszcz.

– Naprawdę? – zdziwiła się Rakel i zerknęła na Matthew.

– Nie – wtrącił się Matthew i pokręcił nosem. – To tylko Malik stroi sobie żarty. Próbuje zawsze wcisnąć mi jakiś kit, opowiadając długie historie o tym, że surowy tłuszcz potrafi dobrze rozgrzać.

– Ale to prawda! – zapierał się Malik. Rakel potaknęła.

– Poczęstujesz czy nie? – Sięgnęła po ciastko. – Malik opowiadał ci już o tym, że nigdy sam niczego nie ustrzelił? Matthew zmarszczył czoło.

– Wydawało mi się, że chadzasz na polowania?

– Cóż – westchnął Malik. – Po prostu robię sobie wypad razem z chłopakami… To mi zupełnie wystarcza. Nie przepadam za strzelaniem.

– No to opowiedz o foce – zachęcił Matthew. Malik ugryzł kęs rumowej kuli i powyginał się, moszcząc wygodnie.

– Jeżeli mamy dłużej czekać na tego gamonia Viktora, to proponuję przenieść się na te stare sofy

w świetlicy.

– Nie mam nic przeciwko. Ale o co chodzi z tą foką? Malik rozejrzał się po zdemolowanej pralni.

– Gdy miałem osiem lat, ojciec zabrał mnie ze sobą do pomocy w czyszczeniu sieci… Mieszkaliśmy wtedy w Aaasiaat. Było piekielnie zimno. Gdy podnieśliśmy sieć, zauważyłam, że leżała w niej martwa foka. Bum… Wydawała się zupełnie sztywna. Utonęła i zamarzła. Ale jej czarne oczy nadal wpatrywały się prosto we mnie tym pustym wzrokiem. Ojcu było kompletnie wszystko jedno, myślał tylko o tym, że złowiliśmy świeżą fokę, ale ja, kurczę, nie mogłem znieść tego jej spojrzenia… tego, że utonęła i tak dalej. Gdy wracaliśmy do domu, postanowiłem, że nigdy nie zabiję żadnego zwierzęcia. I nie chodzi tu o żadne wegetariańskie bzdury, po prostu nie mam ochoty sam niczego zabijać.

– Sto lat temu nie przeżyłbyś zbyt długo z takim nastawieniem – zauważyła Rakel.

– Pff… – prychnął pogardliwie Malik, pakując resztkę ciastka do ust. – Ty pewnie sobie poradzisz

i ustrzelisz dla nas jakąś fokę, jeżeli będziemy musieli tu spędzić kilka tygodni?

– Z tego w każdym razie da się bez problemu jakąś ustrzelić – odezwał się Matthew, wskazując ruchem głowy na strzelbę. – Ja też pasuję. Ostatnio omal nie zwymiotowałem.

– Dlaczego? – dopytywała Rakel.

– Surowa wątroba… Tupaarnaq dopiero co wyjęła ją z brzucha foki. Dookoła walały się jelita

i wnętrzności.

– Takie rzeczy należy robić porządnie – zauważyła Rakel. – Mięso powinno leżeć w czystej wodzie, którą zmienia się do czasu, aż straci mętność… właściwie to tylko żebra są smaczne… Przygotuję je któregoś dnia, to zmienisz zdanie. Matthew zatopił się na chwilę we własnych myślach, po czym wpakował sobie ostatni kawałek ciastka do ust i podniósł wzrok.

– Damy radę dostać się do Viktora?

– Nie bez łodzi – odparł Malik. – Zejście do samego fiordu, a potem wspinanie się po drugiej stronie aż do miejsca, gdzie znajduje się Polaroil, zajęłoby nam kilka dni, a może nawet dłużej. Nie mamy sprzętu na taką wędrówkę o tej porze roku.

– To dość niesamowite – skomentował Matthew. – Zważywszy na to, jak dobrze widać stąd to miejsce.

– Taka jest Grenlandia – podsumował z uśmiechem Malik. – Jeżeli nie dysponujesz łodzią czy helikopterem, jesteś kompletnie unieruchomiony. Przyroda tam w dole tylko czeka na to, by cię

capnąć.

– Myślicie, że Viktorowi coś się stało? – wtrąciła się Rakel. Malik pokręcił głową.

– Właśnie to jest w nim takie wkurzające. Wystarczy, że odchyli siedzenie do tyłu i potrafi od razu przespać kilka godzin.


NASZA RECENZJA


o autorze:

Mads Peder Nordbo (ur. 1970) – duński pisarz, zafascynowany Grenlandią, gdzie obecnie mieszka. Dzięki pracy w urzędzie miejskim ma dostęp do najświeższych informacji o sytuacji politycznej i warunkach socjalnych w kraju. Sam jest ekscentrykiem, śpi po 3 godziny dziennie. Zdobył wykształcenie filologiczne, obejmujące języki i literaturę nordycką, studiował także filozofię. Zajmował się między innymi badaniem run i historii języka. Zimny strach – druga część bestsellerowej grenlandzkiej powieści (po Dziewczynie bez skóry) jest jego piątą powieścią, rozgrywającą się na Grenlandii. W Zimnym strachu doskonale opisał klimat tego miejsca i charakter mieszkańców. Zadebiutował w 2012 roku powieścią kryminalną "Labirynt Odyna" – opowieści szklanego dziecka, a dwa lata później w 2014 wydał Towarzystwo Thule.W 2015 roku ukazała się jego trzecia powieść Boska cząstka, która między innymi porusza problematykę handlu ludźmi oraz wykorzystywania kobiet i młodych dziewcząt.


źródło: materiały prasowe wydawnictwa