Tytuł: Martwy klif
Autor: Jędrzej Pasierski:
Wydawnictwo: Czarne
liczba stron: 280
premiera: 5 kwietnia 2023
Ostatnie wpisy:
- Przerażająca gra wywiadów o najwyższą stawkę
- Pasjonująca przygoda z bursztynem w roli głównej!
- To jak jazda rozpędzonym bolidem – ostra i niebezpieczna!
- Fascynująca podróż do mroków średniowiecza
- Podróż do tak mrocznego świata, że aż cierpnie skóra!
- Prawda jest okrutniejsza od najbardziej wymyślnej fikcji!
- Nie trzeba od razu skakać na bungee - można sięgnąć po „Dolinę szpiegów”!
- Zakończenie niczym erupcja uśpionego wulkanu!
- Diabli wiedzą…
- Dwa domy, dwa miejsca, ale czy na pewno dwie historie?
Zabójczy Wolin
Wyspa Wolin. Zamknięta społeczność rybaków i żeglarzy. Morderstwa wychowawców starego domu dziecka. Jędrzej Pasierski dobrze wie, jakie motywy zastosować, by skusić czytelnika spragnionego gęstego klimatu, tajemnic i kondensacji określonego środowiska. Jego najnowsza książka, „Martwy klif”, to powieść, w której ograny kulturowo wątek zostaje przesunięty o kilka-, może kilkanaście stopni, dzięki czemu zastosowana zostaje zupełnie inna wartość, niż wyjadacz kryminałów mógłby się spodziewać.Bo o czym można by pomyśleć,
natrafiając na wątek morderstw wychowawców nieistniejącego już
domu dziecka? Ale może nie będę imputować, może napiszę, co ja
pomyślałam. A pomyślałam, że oto były wychowanek bidula,
obecnie dorosły człowiek, mści się za molestowanie seksualne,
czynne i bierne (brak pomocy od pozostałych wychowawców) – za to,
że zniszczono jego życie w zarodku, skazano na wieloletnią
terapię, nieudane związki, rozwichrzone odczuwanie, wieczny, niczym
nieukojony wstyd. To taki nośny temat!
No więc Pasierski nie stara się być nośny, przynajmniej nie w ten sposób, nie o to chodzi w obmyślonej przez niego intrydze. Momentami można się nawet zastanawiać, czy na pewno o wątek kryminalny temu coraz bardziej cenionemu autorowi kryminałów chodzi. W „Martwym klifie” sporo jest scenek obyczajowych i rozmów niekoniecznie o śledztwie, są także rozpisane relacje, zarówno konfliktowe, jak i rozwijające się ku dobremu, oraz narracja podzielona pomiędzy dwoje zadumanych bohaterów. Owszem, dwoje. Znanej z poprzednich powieści Pasierskiego komisarz Ninie Warwiłow, która przyjechała na Wolin na urlop, równoprawnie – zarówno w sensie narracyjnym, jak i w rozwiązywaniu zagadki morderstw – towarzyszy policjant z Kamienia Pomorskiego, Szymon Kacperski. Sylwetki obojga są pogłębione, ich problemy przybliżone, a niepokoje okraszone subtelnymi szczegółami, ale czasem też niedopowiedziane, niczym krążące po głowie myśli, których przecież bohaterowie mają mnóstwo.
Pełna niuansów warstwa obyczajowa „Martwego klifu” pięknie zazębia się z tym, w czym Pasierski – oprócz kreślenia kobiecych sylwetek – odkąd pamiętam wydaje mi się najlepszy – z oddawaniem klimatu niewielkiej lokalnej społeczności, która powiązana jest z tradycją i historią danego regionu. Autor był na Wolinie, wychodził, by tak rzec, ścieżki swoich bohaterów i jak powiedział w przeprowadzonym dla „Zbrodni w Bibliotece” wywiadzie, starał się przekazać własne emocje związane z tym miejscem, wierząc, że pewien realizm scenerii jest pochodną tych emocji. Jego Nina po Wolinie spaceruje, robi przebieżki, buszuje po lesie, naraża się strażniczce parku narodowego, odwiedza nieczynny dworek, w którym mieścił się rzeczony dom dziecka… Staje też na samym skraju klifu, co jak powszechnie wiadomo, jest dość niebezpieczne… Zewsząd czuć zapach morza, ryb, zastałej wody w marinie. Myśli krążą coraz bardziej niespokojnie, morderca jest już prawie na wyciągnięcie ręki, tak blisko…
Nie, Pasierski nie zapomina o dobrej ilości kryminału w kryminale, on tylko okresowo usypia czytelniczą czujność. W czasie, gdy śledzimy konflikt Niny z jej niedoszłą teściową, gdy obserwujemy rodzącą się więź pomiędzy Szymonem a jego policyjną partnerką, gdy razem z panią komisarz poznajemy enigmatycznego żeglarza, który sprawi, że jej ochłodzone osobistymi porażkami serce drgnie… rozwijają się nitki prowadzące do rozwiązania dwóch zagadek – tożsamości mordercy oraz tajemnicy Kacperskiego (nie, nie zamierzam spoilerować). Myślę sobie, że autor świetnie to sobie wykoncypował: dwa śledztwa, z czego jedno prowadzone przez dwoje świetnie uzupełniających się śledczych, którzy w swoich poszukiwaniach przypominają osoby układające puzzle – jest więc współpraca, równoległe dokładanie cegiełek i bieżąca kontrola osiągnięć partnera. Przy czym to ostatnie do czasu, bo Nina, jak to ona, pewne sprawy będzie wolała załatwić sama. Nie od parady nazywa siebie samotną wilczycą.
Mimo niełatwej tematyki obyczajowej oraz podpartej wieloletnią toksyną intrygi kryminalnej „Martwy klif” czyta się zdumiewająco lekko, a nawet z uśmiechem. Bo uśmiechać się można do tak wielu elementów tej prozy… Do Niny, z jej niespokojnym umysłem pełnym ważkich myśli. Do pragnącego jej aprobaty, pogubionego w życiu prywatnym Kacperskiego. Do niedopowiedzianych prawd, którym Pasierski pozwolił odlecieć z morskim wiatrem…