#

Masz to jak w banku

Jest rok 1989. Trwają obrady Okrągłego Stołu. Przełomowe zmiany w polityce przypominają trzęsienie ziemi. Zmieni się ustrój, przeobrazi się kraj. Ale jak wpłynie to na ludzi, ich myślenie, a zwłaszcza na stan ich kieszeni? Zachodzące zmiany wiążą się z bezpardonową walką o byt. Walką na śmierć i życie. Nie wystarczy silny oręż, trzeba jeszcze wiedzieć gdzie się przyłączyć…

Z portretu na ścianie, w budynku komendy milicji w Poznaniu, spogląda Feliks Dzierżyński. Groźnie marszczy brew. Nie podoba mu się kierunek przemian w bratnim kraju, na zachód od Moskwy. Jednak nawet on nie jest w stanie zatrzymać biegu historii. Nie uda się to nikomu. Idzie nowe. Co bystrzejsi łapczywie nastawiają sieci, by ze wzburzonej rzeki przemian wyłapać jak najgrubsze ryby i ustawić się na przyszłość. Bo nie wiadomo, co dzień przyniesie, a żyć (i pić) się chce. Już niedługo, po Krwawym Felku pozostanie tylko puste miejsce na wyblakłej ścianie. Jednak władza i pieniądze to rzeczy, które nie ulegają dewaluacji w żadnym systemie.

„Masz to jak w banku” Ryszarda Ćwirleja to kolejna część cyklu o milicjantach z Poznania. Tym razem w stolicy Wielkopolski dochodzi do tajemniczych morderstw miejscowych cinkciarzy. Śledztwo w tej sprawie prowadzi wojewódzka komenda milicji pod dowództwem kapitana Mirka Brodziaka, prywatnie przyjaciela Ryszarda Grubińskiego. Gruby Rychu zaś, to niekwestionowany Ojciec Chrzestny poznańskiej mafii walutowej. Grubiński ma teraz poważne kłopoty. Ktoś chce przejąć jego walutowy interes, pozbawiając go całkowicie pieniędzy, wpływów oraz …życia. Czy sprawa Rycha i morderstw handlarzy walutą się łączą? Co wspólnego z tym wszystkim ma zaginięcie porucznika Teofila Olkiewicza? Władza ludowa ma w planach legalizację handlu obcą walutą. Kto wygra wyścig o prymat w tym sektorze rynku i jaką cenę będzie musiał za to zapłacić? Konkurencja nie przebiera w środkach. Pokusa zagarnięcia ogromnej kasy jest ogromna. Zmieniają się zasady gry na cinkciarskim rynku, a jej dotychczasowi uczestnicy, niczym żołnierze trzech bratnich armii, przygotowują się do relokacji. Oprócz cinkciarzy, pragnących zostać kantorowym monopolistą, do bezpardonowej walki wkracza milicja oraz esbecy.

Nowa Polska błyskawicznie nadgania Zachód. Na ulicach królują „marmurki”, niebieskie dżinsy, poprzecierane artystycznie, dzięki specjalnym zabiegom producentów. Oranżadę zastępuje Coca Cola i Pepsi, a handelek, wprost ze składanych łóżek, wdziera się przebojem w pejzaż polskich miast. Dzięki książkom Ćwirleja poznajemy lub przypominamy sobie ,w zależności od roku naszego urodzenia, atmosferę tamtych czasów. Czasów zamętu, pełnych absurdalnych sytuacji, a także nieprawdopodobnych wręcz kuriozalnych wydarzeń. No i te hektolitry wódki, lejącej się zawsze i wszędzie. PRL-owska rzeczywistość odbija się w tafli wódy i wszystko się tu z wódą kojarzy. Alkohol jest pełnoprawnym bohaterem powieści. Wódka leje się szklankami. Jest wszechobecna. Przestępcy, milicjanci i esbecy stanowią system naczyń połączonych, wewnątrz którego alkohol płynie w obiegu zamkniętym. Piją wszyscy, chyba tylko poza denatami.

„Masz to jak w banku” bazuje na tych samych elementach, które składały się na sukces poprzednich tomów. Znana ekipa milicjantów, cinkciarze, funkcjonariusze SB, pozacierane granice między dobrem, a złem oraz kryminalna atmosfera Poznania sprawiają, że z roku na rok przybywa fanów Ćwirlejowskich neomilicyjnych historii. Autor w tym roku został laureatem podwójnego Wielkiego Kalibru.

Książki tego autora, pełne humoru sytuacyjnego i dowcipnych dialogów, nie stałyby się takie bez kultowych bohaterów. Są oni śmieszni, czasem wręcz prostaccy, mocno przerysowani, jednakże potraktowani z odpowiednim dystansem, stają się zabawni i sympatyczni. Mają moc ubarwiania i tak już żywo płynącej historii, wywołując uśmiech na twarzy. I tak oto meldują się kolejno:

-Teofil Olkiewicz – rubaszny pijaczyna z IQ krewetki, posiadający bliżej nieokreślony urok, któremu nie sposób się oprzeć. Godny następca porucznika Columbo, w pomiętym, przydługim płaszczu. Może i Teoś do super inteligentnych nie należy, jednak trudno mu odmówić odrobiny szczęścia i milicyjnego, nieomylnego nosa (a raczej czerwonego od alkoholu nochala). Zawsze trafia, jak sam to określa, „w sedno tarczy”. Nosi zaczeskę na łysym czole i jest wierzący, na swój przewrotny sposób. Wierzy bowiem, że „ jak ktoś ma w duszy coś złego, to nawet robota w milicji go nie naprostuje na prostą drogę”

- Mirek Brodziak, który wychował się z Grubym Rychem na jednej ulicy. Sam wygląda jak cinkciarz. Człowiek z ekipy, która znalazła srebrny sarkofag świętego Wojciecha.

- Kapitan Marjański – milicjant o artystyczno-literackim umyśle. Zastąpił Pismo Święte kursem marksizmu-leninizmu, jego kariery w partii i milicji rozwijały się równolegle, zawsze jednak zmierzając we właściwym kierunku. Do tego powoli i dostojnie, choć nie bez perturbacji, wkracza na grząską ścieżkę kariery literackiej. W oczach współpracowników dziwak, nie prawdziwy milicjant. No bo kto normalny traci czas na czytanie, a tym bardziej pisanie, książek? Poza tym prawie nie pije alkoholu, z wyjątkiem świąt państwowych i resortowych. Naprawdę dziwak…

-Nowy w Firmie, Markowski – ex Czerwony Beret. Człowiek, który swego czasu odnalazł pieniądze Solidarności, kołując całą SB.

- Pułkownik „Proszę ja ciebie” Żyto, którego charakterystyczne nazwisko kojarzy się jednoznacznie każdemu.

- Emerytowany milicjant Alojzy Wróbel, obecnie czynny członek ORMO, skrupulatny służbista i ćwok jakich mało.

- Kobiety z charakterem, długim jęzorem, skłonnością do ajerkoniaku, tudzież biznesów, niejednokrotnie uzbrojone w broń palną.

A to tylko najważniejsze postacie powieści, jakby żywcem przeniesione z kultowych już dzisiaj filmów Barei.

Akcja osadzona w świecie bejmów, szuszwoli, szkiełów i ćmików, biegnie na łeb na szyję. Fabuła bawi i ukazuje niezliczone absurdy PRL-u. Język dostosowany jest do okoliczności i miejsca. Bohaterowie w równej mierze posługują się poznańską gwarą, językiem potocznym, jak i słownictwem używanym w kręgach marginesu społecznego. Świat w takim wydaniu może wydawać się jednak dla niektórych zbyt wulgarny. Zwłaszcza, że często dialogi milicjantów przypominają rozmowy szemranego towarzystwa z marginesu, natomiast na odwrót – szuszwole posługują się językiem znacznie bardziej literackim, niż praworządna władza.

Neomilicyjne powieści Ćwirleja nie do końca mieszczą się w sztywnych ramach klasycznego kryminału. Warstwa obyczajowa stanowi tu równoprawny składnik mocno alkoholowego drinka, który serwuje nam Autor. To koktajl pod nazwą „Absurdalna Peerelowska Rzeczywistość”, w barwach narodowych - ze zmiksowanej białej wódki i czerwonej krwi.

Kto lubi – niech czyta. Kto ma (jeszcze) zdrową wątrobę - niechaj pije. Na zdrowie!

Margota Kott