#

Mroczne wizje godne Boscha

Piet Hoffmann po raz trzeci, czyli powieść "3 godziny". W odróżnieniu od dwóch poprzednich napisana przez samego Andresa Roslunda, chociaż z szacunku dla wieloletniej współpracy nazwisko zmarłego Börge Hellströma widnieje na okładce. Klimat wybitnie wręcz zriserczowanego realizmu zachowany, choć tempo nieco wolniejsze. Czarna jak smoła energia skupiona na postępowaniu „dobrego przestępcy”, czyli Hoffmana właśnie, zamieniła się w niepozbawioną sentymentalizmu i gęstej retoryki energię zgromadzoną wokół coraz bardziej palącego problemu społecznego, a zarazem wybornie nośnego tematu, jakim jest napływ emigrantów do Europy. Tak w wielkim skrócie przedstawiają się "3 godziny", książka tyleż nieprzyjemna, co rewelacyjnie napisana.

O stylu napiszę dalej, tymczasem słów kilka o niewygodzie. Samotny w swoim pisaniu Roslund wyhamował z nieznośnym wręcz napięciem obecnym w poprzednich powieściach z Hoffmanem, postawił za to na swoiste ekstrema. Nigdy dotąd komisarz Ewert Grens – którego losy z książki na książkę coraz intensywniej splatają się z życiem Hoffmanna – nie miał takiego „ognia płonącego w piersi”, jak obrazowo przetłumaczył ze szwedzkiego Wojciech Łygaś. Ogień ten ma bardzo emocjonalne wytłumaczenie. Tak emocjonalne, że staremu glinie z 40-letnim stażem doprawdy trudno jest zachować pełen profesjonalizm. Wytłumaczenie to jawi się na kartach "3 godzin" niczym najbardziej mroczna wizja Hieronima Boscha, a na imię mu masowy grób w kontenerze. Siedemdziesiąt trzy ofiary pochodzące z Afryki Zachodniej to „stan rzeczy”, z jakim szorstki, ale w gruncie rzeczy poczciwy komisarz nigdy nie miał do czynienia. Ekstremum to, obok rzeczonego ognia, krzesa w nim niezdrową wręcz energię, którą z niepokojem dostrzegają jego współpracownicy. Dostrzega ją też Piet, chociaż mieli się już nigdy więcej nie spotkać. Jednak musieli, w imię sprawiedliwości, ponieważ na telefonie satelitarnym jednej z ofiar widnieje wyraźny odcisk palca obecnego w bazie danych „dobrego przestępcy” Hoffmanna…

Problem nielegalnej emigracji oraz zarabiania na niej przez osoby pozbawione moralności to tematyczna kolubryna, której Roslund sprostał. Szwedzki autor, który wcześniej był dziennikarzem, jest doskonałym riserczerem, co niejednokrotnie już pisarsko udowodnił. "3 godziny", podobnie jak wcześniejsze "3 sekundy" i "3 minuty", to rzecz jasna fikcja, jednak zbudowana na mrówczo wręcz wyszukanych detalach i celebracji świata przedstawionego, jakże rzadko spokojnego i bezpiecznego. Przy czym szczegóły te są rozpisane tak plastycznie, że lekturze tej bliżej do wyświetlanego w głowie filmu niż zadrukowanego papieru. Opisać, za przeproszeniem, głupie ubranie bohatera tak, że w umyśle odbiorcy wyświetla się pustynny płaskowyż – oto niezaprzeczalny talent. Myślałam o tym już podczas lektury opisu funkcjonowania „żywych kontenerów” do przewożenia narkotyków w "3 sekundach", a także gdy czytałam o „wtapianiu” kokainy w skórę starych walizek w "3 godzinach", teraz nie mam wątpliwości – Roslund jest fenomenalnym malarzem słowa.

Jednak nacisk na ekstrema i świetny styl to nie wszystko. Anders Roslund kontynuuje tradycję zapoczątkowaną wraz z Börge Hellströmem i często i gęsto zagląda do głów bohaterów. Mus zapewnienia godnej śmierci zmarłym (tak właśnie!) rozsadzający głowę Grensa; niepokoje i niemal szósty zmysł żony Pieta, Zofii; moralnie dyskusyjne, pędzące na paliwie z adrenaliny wybory Hoffmanna… "3 godziny" można by czytać na studiach psychologicznych i na ćwiczeniach akademicko spierać się, po której stronie „Mocy” stoi i jakie zaburzenia osobowościowe posiada stęskniony za rodziną główny bohater, który jednak po raz kolejny wybrał pracę, w której bez mrugnięcia okiem zabija… Z przyjemnością bym do takiej dyskusji dołączyła jako wolny słuchacz.

Kończąc, nadmienię, że "3 godziny" zawierają ciekawe, pełne ciepła i, mam wrażenie, rozbrajającej szczerości posłowie, w którym Roslund opowiada między innymi o powstaniu cyklu o Hoffmannie, swojej współpracy z Hellströmem i jej zakończeniu (jak się okazuje powodem tego nie była śmierć współautora), wyprawie do kartelowego serca w Kolumbii w riserczowych celach. I naprawdę bardzo się cieszę, że nie napiszę o tym posłowiu jako o „udanym zwieńczeniu ostatniej części cyklu”. Roslund zapowiedział czwarty tom „Hoffmanna”. A ja zapowiadam, że na bank go przeczytam.


O KSIĄŻCE

FRAGMENT KSIĄŻKI


Paulina Stoparek

Paulina Stoparek - z wykształcenia kulturoznawca filmoznawca, zawodowo związana z branżą wydawniczą, pracuje głównie przy literaturze kryminalnej. W sieci publikuje od 2012 r. Pisząc o literaturze i kinie, szuka kontekstów, wynajduje absurdy, rozpatruje od strony kulturoznawczej. Przede wszystkim jednak wytacza merytoryczne działa przeciwko tym, którzy rzetelną krytykę mylą z hejtowaniem i ogólnikowością. Takim pisaniem gardzi i prędzej padnie trupem, niż się do niego zniży. D Prowadzi witrynę „Redaktor na Tropie” (redaktornatropie.wordpress.com)